Premiera sztuki w reżyserii Monique Stalens
Przez miesiąc wybrani w castingu młodzi częstochowianie przygotowywali spektakl pod kierownictwem Monique Stalens [na zdjęciu]. W środę zaprosili media na próbę generalną "Krzyczę, kiedy maszyna mnie kąsa" według Gombrowicza. Dziś oficjalna premiera.
Monique Stalens jest potomkinią zasłużonej dla Częstochowy rodziny przemysłowców - jej męscy przodkowie zarządzali fabryką Motte i wytwórnią kapeluszy. Urodzona w Częstochowie, mieszka w Paryżu, gdzie prowadzi atelier teatralne. Realizuje we Francji sztuki polskich pisarzy, m.in. Witolda Gombrowicza. Spektakl "Krzyczę, kiedy maszyna mnie kąsa..." był już wystawiany w Paryżu oraz w w teatrze Akademia na Pradze w Warszawie.
Monika Stalens przyjechała do rodzinnej Częstochowy w listopadzie 2005 roku, kiedy władze miasta odkryły częstochowskie korzenie jej samej, a przy okazji i jej córki, słynnej aktorki Julliette Binoche. Reżyserka w zeszłym roku uczestniczyła w Międzynarodowych Spotkaniach Teatralnych w Teatrze im. Mickiewicza. Ponowiła wtedy propozycję odbycia warsztatów teatralnych z częstochowską młodzieżą.
Po przeprowadzonym castingu Monika Stalens wyłoniła grupkę uzdolnionej aktorsko młodzieży. Dwanaścioro z nich od 20 sierpnia pracowało w sali kameralnej filharmonii. Tam też zaproszono w środę przedstawicieli mediów na przedpremierowe przedstawienie.
Przyznaję, że po raz pierwszy oglądałem spektakl jako tylko jeden z dwóch widzów (drugim był prezydent Tadeusz Wrona, którego po półgodzinie wywołano do telefonu). Teatr tymczasem jest formą twórczości zbiorowej i takiego też odbioru. Osamotniony na widowni nie czułem się najzręczniej. Przyznaje, że ponad półtoragodzinne obcowanie z Gombrowiczem zmęczyło mnie. W połowie przestawienia nie byłem w stanie podążać za niewątpliwym geniuszem autora. Pewnie tym bardziej, że Stalens zaproponowała nie jednolity tekst dramatyczny, ale składankę fragmentów: "Trans-Atlantyku", "Operetki", "Kosmosu", "Ślubu" i "Pornografii". Składankę niewątpliwie w każdym z fragmentów atrakcyjną - szczególnie dla młodych odbiorców (jak i dla młodych odtwórców). Całość jednak, moim zdaniem, jest przydługa. Szczególnie przy rezygnacji z innych, niż tekst i ruch (troszkę muzyki i gry światłem), środków teatralnych. Spektakl był dynamicznie grany, różnorodny w nastrojach, a jednak nużył.
Natomiast zdolności pedagogiczne reżyserki zachwycają. Co prawda twarze poszczególnych wykonawców były mi już znane z przeszłości. Stalens dała jednak młodym aktorom ewidentny szlif. Przede wszystkim świadomość ciała - i z tego narzędzia aktorzy korzystają szczodrze oraz swobodnie. Bardzo ładnie też podają tekst. Co więcej, w zespole objawiają się wykonawcy całkiem dobrze śpiewający. W niektórych przypadkach ujawniają się może niedostatki dykcji, ale tych nie sposób wyeliminować w ciągu miesięcznej pracy. Aż żal więc teraz, że tak zestrojony zespół przeżyje tylko jedno zadanie.