Dwoje na huśtawce
"Dwa" Jima Cartwrighta w reżyserii Łukasza Czuja to przede wszystkim popis gry aktorskiej Doroty Kolak oraz Grzegorza Chrapkiewicza. I chyba niewiele więcej.
Premiera spektaklu "Dwa" odbyła się w sobotę na Scenie Malarnia teatru Wybrzeże w Gdańsku. Bohaterowie sztuki spotykają się w pubie. Jak wskazuje już sam tytuł, mamy tu kilka najróżniejszych par - rzeczywistych i częściowo nierzeczywistych, ludzi z krwi i kości, przychodzących napić się i odpocząć, oraz takich, których poznajemy z opowieści ich życiowych partnerów. Właściciel i Właścicielka - postaci spinające konstrukcję dramatu - obserwują bądź wysłuchują kolejno m.in. rozliczającej się z życiem Starej Kobiety, państwa Eiger, z których on bezskutecznie usiłuje wyzwolić się spod absolutnej dominacji swej towarzyszki życia, Starego Mężczyzny, którego żona już umarła, ale on ciągle odczuwa mocno w sobie jej obecność, czy wreszcie pary pozostającej w toksycznych relacjach.
Ludzie niepełni
Cartwright opisał galerię pięknych postaci, z których każda sama czuje się mocno niepełna, potrzebuje jakiegoś schronienia się, zakorzenienia w drugiej osobie, czasem rozpaczliwie chwyta się swojego partnera, nawet myśli czy uczucia do niego. Nieważne jest dla nich, że czasem to "podłoże", do którego z takim mozołem usiłują się przytwierdzić, jest bardzo zwietrzałe i płytkie. Alternatywą może być wypalenie, pustka, osamotnienie. "Tu już są dwie skorupy za tym barem" stwierdza w pewnym momencie jeden z bohaterów "Dwa".
W cały ten kalejdoskop postaci i osobowości wciela się tylko dwójka aktorów - Dorota Kolak oraz Grzegorz Chrapkiewicz. To spotkanie dwóch aktorskich indywidualności Wybrzeża kończy się remisem ze wskazaniem na Dorotę Kolak. Chrapkiewicz w niektórych scenach nie potrafi zostawić za sobą swej vis comica, która ciągnie się za nim jak niepotrzebny ogon, promieniuje na role, którym przydatny byłby cień i chłód aktora. Pozostaje gdzieś ukryta, ale widoczna, w nieporadnych ruchach, grymasach twarzy czy tonie głosu, przeszkadzając czasem przez to w głębszym szkicowaniu postaci.
Kolak z wielkim taktem wygrywa opowieść Właścicielki o wypadku, w którym zginął jej kilkuletni synek - nie ma tu ani jednego zbędnego gestu czy drżenia głosu. Mówi tak, jakby poruszała ustami do tekstu nagranego na taśmie, jest gdzieś obok - ona i wspomnienie, nie mieszczące się w jej wątłym ciele. To i prawie odczłowieczający rytm wypowiedzi tylko podkreślają, jak głęboko nasiąkła bólem, jak strasznie usiłuje zdystansować się wobec tego, co spotkało ją przed laty. Nie wiem jedynie, skąd tak ogromny zgrzyt przy monologu Starej Kobiety, umierającej ze zmęczenia od opieki nad swym kalekim mężem - aktorka jest w szarym płaszczu ale ma... wyzywająco czerwone paznokcie.
Najważniejsze słowa
Trochę mi smutno, że Łukasz Czuj nie zachował zakończenia; jakie znajduje się w tekście Cartwrighta. Dramat Brytyjczyka kończy się wymianą zdań Właściciela i Właścicielki, po czym następuje ciemność i padają słowa "kocham cię". W spektaklu Czuja kiedy bohaterowie wyznają, a właściwie przypominają sobie miłość, ciągle jest widno, a najważniejsze ze słów prawie zlewają się z poprzedzającym je tekstem. Obraz traci przez to na sile, a związek z drugim człowiekiem wydaje się czymś równie "istotnym", jak podliczanie kasy i gaszenie światła (o tym bohaterowie "Dwa" mówią chwilę wcześniej), nie zaś czymś, do czego trzeba się czasem przedzierać i przełamywać, jak para właścicieli pubu.
Scenografia Michała Urbana podkreśla umowność pubu - jako miejsca, w którym spotykają się, poznają i - szczególnie - obserwują się ludzie, gdyż "więcej się dzieje w takim pubie niż można zobaczyć w telewizji". Czerwony barek, potraktowany w sposób uproszczony, z rodzajem "podjazdu", po którym chodzą aktorzy, kojarzyć się może z wybiegiem w ogrodzie zoologicznym. Od czasu do czasu niczym różne gatunki zwierząt pojawiają się na nim dziwaczne stworzenia zwane ludźmi, a widzowie czy odwiedzający ogród pragną lepiej im się przyjrzeć, nawet dokonać wiwisekcji. W sobotni wieczór spędziłem godzinę na przyjemnym lenistwie. Tak jak powinno być w sobotę. Nic mnie nie poraziło, prawie nic nie dotknęło, kilka razy się zaśmiałem. Za pół roku pamiętał będę tylko dwa, trzy obrazy z Dorotą Kolak, a z samego tekstu dramatu: Starego Mężczyznę i pełną liryzmu parę Freda i Alice - brzydkich, z tuszą, ale potrafiących być bardzo blisko. Łukasz Czuj zrealizował spektakl wzbudzający letnie emocje, dobry na letnie wieczory. Czyli czas, gdy najczęściej "jeden" i "jeden" zamieniają się w "dwa".