"Gałązka rozmarynu" - Legendy Ciąg Dalszy
Jeszcze kilka lat temu trudno byłoby w to uwierzyć: przedstawienie "Gałązi rozmarynu" Zygmunta Nowakowskiego, sprowadzone z PRL'u w wykonaniu aktorów warszawskich, przedstawienie o tematyce legionowej, do niedawna jeszcze zakazanej w Polsce komunistycznej. Ze sceny rozbrzmiewała "Pierwsza Brygada" i inne pieśni legionowe - jak za najlepszych przedwojennych czasów. Publiczność - na zakończenie przedstawienia - uczciła artystów przez powstanie, ale nie tylko chyba wykonawców, uczciła - powstając - samą ideę sztuki, myśl niepodległościową z roku 1914 i doceniła, że po latach 52 ''Gałązka rozmarynu" mogła być wznowiona, wystawiona bez skreśleń cenzury i mogła dotrzeć do nas, do Chicago, dając wiele wzruszenia i autentyczne przeżycie, nie tyle może natury artystycznej, co przede wszystkim patriotycznej, uczuciowej.
* * *
Wokół osoby Józefa Piłsudskiego i Legionów narosła zbiegiem czasu trwała legenda. Nic w tym dziwnego. Dzieje się tak bardzo często, gdy idzie o postacie historyczne i wydarzenia wybiegające w życiu narodu ponad przeciętność. ''Gałązka rozmarynu" jest z pewnością - w jakiś sposób kontynuacją tej legendy.
"Kiedy "Gałązka rozmarynu" ukazała się - pisze G. Sinko - 9 listopada 1937 roku na scenie Teatru Polskiego w Warszawie, a 23 grudnia tegoż roku w teatrze im. Słowackiego w Krakowie, zawdzięczała swój natychmiastowy wielki sukces zarówno fachowej wiedzy teatralnej i talentom Zygmunta Nowakowskiego, jak też, w znacznym stopniu, jego ukształtowanej przez życiorys osobowości. Poparcie oficjalne, choć go nie brakło, ani nie było sztuce potrzebne, nie odegrało większej roli...."
Świadomość celu i posiadanie środków, aby cel zrealizować, to na pewno wiele, ale w wypadku "Gałązki rozmarynu" na sukces złożyło się więcej. Autor, choć jego służba polu nie trwała długo, był w Oleandrach w dniach sierpniowych 1914, a to, co przeżył wtedy i w następujących potem tygodniach opisał w noweli "Wymarsz" drukowanej w "Czasie" w 1917 roku i wznowionej w r. 1937 wraz z powstałymi później powieściami autobiograficznymi ("Przylądek dobrej nadziei" i "Rubikon").
Sinko pisze, że "poparcie oficjalne, choć go nie brakowało, ani nie było sztuce potrzebne, ani też nie odegrało większej roli." Ze stwierdzeniem tym można się sprzeczać. Nie ulega wątpliwości, że "Gałązka" posiada wiele zalet i walorów, lecz są to przede wszystkim walory natury uczuciowej i patriotycznej: walorów A natury czysto artystycznej - jest w niej o wiele mniej. Warto przypomnieć, że mamy tu do czynienia nie ze sztuką sceniczną, lecz z widowiskiem muzycznym" i w tych kategoriach należy rzecz tę przede wszystkim oceniać.
Premiera "Gałązki" odbyła się w Polsce niepodległej w latach 1930-tych, w okresie, gdy u władzy był obóz piłsudczykowski; w czasie, gdy wielu byłych legionistów piastowało najbardziej eksponowane w międzywojennej Polsce stanowiska. Rzecz oczywista, iż w tego rodzaju sytuacji - podobnie zresztą sprawa miałaby się również w wielu innych krajach - oficjalne poparcie czynników rządzących zaważyło w znacznym stopniu na szybkim doprowadzeniu do kilku premier i powodzenia sztuki.
Od czasu wybuchu wojny - poprzez okupację i rządy komunistów w Polsce - wystawienie "Gałązki" było w Polsce zakazane. Wznowienie nastąpiło dopiero w listopadzie 1982. Wysławił ją wówczas teatr im. Jaracza w Łodzi. Obecne przedstawienie w teatrze warszawskim "Rozmaitości" jest drugim po wojnie. W chwili obecnej sztuka Nowakowskiej wystawiana jest w Polsce przez 5 teatrów.
Obecnemu jej powodzeniu towarzyszy z pewnością w dużej mierze sprzyjająca sytuacja polityczna. Jednocześnie - śmiem twierdzić - iż gdyby nie fakt, że "Gałązka" była przez, tyle lat zakazana i gdyby nie to, iż wiąże się ona tak blisko z osoba, marszałka Piłsudskiego oraz Legionów, nie doczekałaby się aż tylu wznowień na raz. Jeśli nie wejdzie w życie kiedyś ponowny zakaz wystawiania "Gałązki," to czas pokaże czy względy uczuciowe, historyczne i patriotyczne, które decydują tu - w poważnym stopniu - zastępując poniekąd wartości artystyczne - są dość silne i trwałe, by zdecydować o dalszym powadzeniu scenicznym widowiska Nowakowskiego.
Nie ma tu, niestety, miejsca na zajęcie się bliżej osobą autora "Rubikonu." Z przerażeniem jednak stwierdziłem,iż cale pokolenia powojenne Polaków pozbawione zostały w szkołach możliwości czerpania wiedzy na temat Zygmunta Nowakowskiego. Nie wiem czy zakaz nauczania o Nowakowskim istnieje nadal. Jedno jest pewne: komuniści wyrządzili powojennym pokoleniom wielką krzywdę - pozbawiając młodych Polaków wiedzy o autorze "Gałązki" i wielu innych pisarzach przedwojennych oraz emigracyjnych. Jak zdołałem stwierdzić, osoba Zygmunta Nowakowskiego jest prawie nie znana nawet absolwentom powojennych wydziałów polonistyki.
* * * *
I jeszcze jeden akcent nie odnoszący się bezpośrednio do przedstawienia ''Gałązki": jeszcze 20 lat temu widowisko to przyjęte zostałoby na emigracji z mieszanymi uczuciami - z powodów bardzo prostych. Gloryfikuje ono bowiem jeden tylko nurt polityczny. Przedstawiciele wszystkich innych kierunków politycznych, a więc dawna przedwojenna opozycja odnieśliby się do tego widowiska, jeśli nie cynicznie, to co najmniej obojętnie. Dziś już - na szczęście, nie odczuwa się w takim stopniu istniejących kiedyś podziałów. Więcej nawet: "Gałązka rozmarynu," która ongiś mogła była stać się przeszkodą w dążeniach do jedności, stała się teraz narzędziem łączącym nas wszystkich.
Po przeszło 50 latach - niektóre postacie wydają się dziś razić naiwnością; humor, który budził z pewnością dawniej wybuchy szczerego śmiechu, utracił nieco na swej świeżości.
Ignacy Gogolewski dał nam inscenizację wierną podstawowym założeniem autora. Potrafi tchnąć w widowisko ducha Legionów, odtworzyć atmosferę gorączkowego napięcia, jakie istniało przed wymarszem Pierwszej Brygady z Oleandrów. Ukazał społeczeństwo budzące się po 123 latach niewoli, przyzywające narodziny "Nowej Polski." Ukazał społeczeństwo - w jego wszystkich warstwach - oddane jednej tylko sprawie, wywalczenia z bronią w ręku niepodległości.
Inscenizacja Gogolewskiego potrafiła w sposób plastyczny ukazać zasadnicze myśli "Gałązki"; zobrazować najistotniejszy problem tego widowiska, którym jest geneza i narastanie dążeń niepodległościowych w polskim społeczeństwie.
Licznie zebrana w sali Lane publiczność doceniła założenia sztuki, a przede wszystkim pomysł dyrektora Teatru "Rozmaitości" Ignacego Gogolewskiego, wznowienia "Gałązki" właśnie teraz - w momencie tak przełomowym, dla naszej ojczyzny. Doceniła też piękny gest aktorów, którzy po zakończeniu sztuki, zeszli na widownię, ściskając ręce widzów w pierwszych rzędach.
Pieśń legionową - "Pierwszą Brygadę," odśpiewali na zakończenie widowiska, aktorzy przy powstałej z miejsc widowni.
Na zakończenie jeszcze jedna uwaga podobnie jak większość obecnych na sali, nie widziałem przed tym "Gałązki" (by móc zobaczy ją przed wojną - trzeba dziś mieć lat co najmniej 70). Wiem jednakże od znanej polskiej dziennikarki, która oglądała sztukę Nowakowskiego przed wojną w Krakowie, że w tani lej inscenizacji - postać marszałka Piłsudskiego nie była nigdy pokazana na scenie (wychodzono z założenia, że trudno byłoby znaleźć odtwórcę - nawet jeśli by swym podobieństwem bardzo przypomniał Marszałka - tak znanej ogólnie w Polsce postaci).
W inscenizacji Teatru "Rozmaitości" marszałek Piłsudski pokazuje się na zakończenie widowiska na scenie. Uchylam się w tym miejscu od komentarzy. Być może, iż innowacja ta posiada w obecnych czasach swe uzasadnienie,
* * *
W niedzielę wieczorem w sali Orbit odbyło się przedstawienie kabaretu - retro pt. "Powróćmy jak za dawnych lat," w wykonaniu Teatru "Rozmaitości." Impreza ta wymagałaby w zasadzie osobnej recenzji. Wspomnę tu tylko krótko o momencie końcowym. Po zakończeniu przedstawienia dyrektor Gogolewski, który bardzo umiejętnie prowadził wieczór, wspomniał, iż na sali znajduje się autor "Czerwonych maków" - Feliks Konarski Ref-Ren. Zespół postanowił uczcić obecność Ref-Rena w sposób wzruszający i chyba najbardziej trafny. Do występujących w przedstawieniu artystów, dołączyli pozostali członkowie zespołu. Razem z powstałą z miejsc publicznością, aktorzy warszawscy odśpiewali uroczyście "Czerwone maki". Piękny to gest i wzruszający, zamykający złotą klamrą te niezwykłe dni Święta Teatru Polskiego w Chicago.
Dyrektorowi Ignacemu Gogolewskiemu, który potrafił w niezawodny sposób nawiązać nić przyjaźni i zrozumienia z publicznością w Chicago, należą się za jego wspaniałą, patriotyczną postawę wyrazy specjalnego uznania i wdzięczności.
Pisząc o "Gałązce rozmarynu" nie można pominąć również osoby Jana Wojewódki, który dokładnie 20 lat temu sprowadził do Stanów i Kanady znakomite widowisko patriotyczne "Dziś do Ciebie przyjść nie mogę". W ciągu 20 lat, jakie minęły pomiędzy obu przedstawieniami, Wojewódka - podobnie jak i na długo przed tym, tj. przed rokiem 1969, dowiódł, że docenia autentyczne wartości polskiej sceny i potrzeby tutejszej widowni. Należy mu się za to uznanie.