Czy dziewczyny w brzuchach kiszki mają?
Obsiedli mnie znajomi. „Jesteś mądry, w gazecie piszesz… Wytłumacz nam Białe małżeństwo Różewicza”. Jak tu się wykpić? Pamiętacie taką przypowieść, zrealizowaną w teatrze jednego aktora, a opartą na tekstach samego Goethego, z której wynikało, że oś, wokół której obraca się świat, przechodzi dokładnie przez pępek kobiecy, a może i niżej? Akceptujecie, czy nie — rozejrzyjcie się — coś w tym jest. Można by ten fakt przyjąć zwyczajnie po ludzku, można z „kulturalnym” oburzeniem. W drugim wypadku trza się powołać na moralność, tradycje, dobre wychowanie. I to będzie w porządku. Każdy z nas zwykle jest w porządku. l jeśli bawiąc w Skandynawii pędzi na sex-shopy to tylko dla egzotyki zjawiska i ewentualnie po to, by się potem pooburzać w gronie znajomych, którzy zazwyczaj pękają z zazdrości.
Myślę, że Różewicz, którego sztuki tak naprawdę do głębi nie pojąłem, zakpił sobie z naszej pruderii, z naszej moralności o podwójnym dnie. Zakpił i sprowokował święte oburzenie. Powiedział coś w rodzaju: „król jest nagi”, a my — oczywiście — nie uwierzymy i dopiero kiedy nikt nie widzi, to… W każdym razie skłonny jestem widzieć w Białym małżeństwie sztukę o naszym zakłamaniu, z którego ciężko się wyłamać, które mitologizuje najprostsze zjawiska (ale „nieładne”), które skłania do wiary, że piękne młode dziewczyny nie mają w brzuchach kiszek, a tym bardziej wiatrów. W każdym razie Różewicz pozwolił sobie poświntuszyć, pogrzebać w ludzkich obleśnościach (człowiek jak wiadomo potrafi i ze zwyczajnej rzeczy zrobić rzecz obleśną), i w kompleksach, by w końcu wytłumaczyć mniej więcej dlaczego można postawić znak równości między weselnym stołem biesiadnym, łożem małżeńskim i… katafalkiem, co twórcy warszawskiego spektaklu efektownie nam unaocznili.
Myślę, że w tej kpince Różewicza jest coś skłaniającego do oburzenia. Niezależnie od tego, czy uznamy sztukę za bardziej, mniej lub wręcz mało udaną. I jest to dość, bym raczej łagodnie spoglądał na wysiłki Tadeusza Minca (reżysera), któremu sztuka najwyraźniej sprawiała spore trudności w realizacji. Może najlepiej ją czuły i najłatwiej zaakceptowały dziewczyny i kobiety występujące na scenie, bowiem im zawdzięczamy to, co w przedstawieniu aktorsko najlepsze.
W sumie nie czuję rozczarowania, choć — sygnalizuję — większość ludzi ze spektaklu nieco ogłupiała, nie wiedząc, co myśleć naprawdę. Sam zaś swą relacją — jak wspomniałem po trosze się wykpiwam, bo może naprawdę idzie tu o coś zgoła innego. Na szczęście, dziś jeszcze dwukrotnie wszystko będzie można zweryfikować. Pozostały dwa dodatkowe spektakle Białego małżeństwa.