„Naga dusza” Tadeusza Różewicza
Tadeusz Różewicz apostołem „teatru otwartego” był. I chyba jeszcze będzie. Może inaczej, ale przecież… Za „awangardowym” postawiono Różewicza na świeczniku, nawet ołtarzu. I oto świątek (niezupełnie ludowy) zstąpił na ziemię. Napisał „normalną” sztukę, a przy okazji co nieco poświntuszył. I zaraz ideał bruku sięgnął. Zaczęło się narodowe niemal (za familiarność przepraszam autora) „huzia na Tadzia”. Nie mnie rozstrzygać — zwłaszcza w tej nocie — przyczyny owej wolty. Nie wykluczam wszakże, że sprowokował go vox populi. Tenże „vox” na wystawach plastycznych czasem powiada: może to i dobre, a może nabieranie, czyli „woda z mózgu”, niechby spróbował jak Matejko, zobaczymy czy artysta". Więc Różewicz spróbował, jak Przybyszewski. Tyle że „nagą duszę” skojarzył z „duszą” (eufemizmem, coraz zresztą rzadszym). Oczywiście też uproszczenie. Koniecznie w pospiechu i objętości.
Białe małżeństwo nie jest zapewne najświetniejszym dokonaniem Różewicza-dramaturga, choć na pewno jest jego sztuką najbardziej kontrowersyjną. Nie wspomnę tu nawet o prasie katolickiej wszelkiej maści, która donosiła o „cuchnących kwiatuszkach pornografii”, albo „wkraczaniu na nieciekawą drogę erotycznych obsesji”. Tak pisał Ojciec Pirożyński, tak pisali inni ojcaszkowie (nie tylko w sutannach) po Przedwiośniu na przykład. Recenzent młodzieżowego pisma „nie poczuł się zgorszony”. Też „piknie”. Ostatnią sztukę Różewicza można lubić lub nie. Jak wszystko.
Przyjechało więc Białe małżeństwo z nie najlepszymi referencjami warszawskiej prasy. Człek czyta — dla nauki, dla konfrontacji.
W lekturze tekst mi się podobał. Wydawał mi się zabawny, pastiszowy, ale gorzki i przez to „dzisiejszy”. A że obsceniczny — inna sprawa.
A przedstawienie? Przedstawienie nie urzekło. Tadeusz Minc, który zdobył (za Kartotekę) laury na poprzednim festiwalu, zastosował podobną formułę inscenizacyjną. Tylko tworzywo było odmienne, stawiło opór.
No i aktorstwo. Co najmniej nierówne. Chociaż można inaczej. Jest to przedstawienie w Roku Kobiet. I dlatego Panie właśnie grają, nie tylko pierwsze skrzypce. Po prostu grają. I to dobrze. Obok więc obu dziewcząt Anny Chodakowskiej (Blanka) i „hajduczkowatej” Barbary Sułkowskiej (Paulina) najgoręcej chwalę i Bohdanę Majdę (Matka) i Małgorzatę Lorentowcz (Ciotka) l Danutę Wodyńską (Kucharcia). O panach zaś zmilczeć wolę. Ku wspólnemu dobru.
Dziś Teatr Mały (scena Teatru Narodowego) dwukrotnie jeszcze o godzinie 17 i 20 powtórzy Białe małżeństwo Tadeusza Różewicza. O godzinie 11.00 w Klubie Związków Twórczych (sala telewizyjna) rozpocznie się Sesja Teatrologiczna poświęcona Szkoleniu aktora dla współczesnego teatru. Referaty wygłoszą: Wiesław Jasiński, „O zapotrzebowaniu na młodych aktorów” oraz Jerzy Krasowski i Jerzy Koenig „O bieżących metodach szkolenia aktorów”.