Artykuły

Życie jak garść piasku

W rzeczywistości niedobrej dla teatru — a dla teatru poważnego i zmuszającego do myślenia niedobrej w szczególności — narodziło się przedstawienie wielkiej klasy, znakomicie zrealizowane i zagrane. A w dodatku przedstawienie słuchane i oglądane przez każdą widownię (nawet tę najbardziej rozbrykaną czyli młodzieżową) w zaskakującym skupieniu. Może nie należy więc rezygnować z nadziei…?

Antygona Jeana Anouilha w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu zaskakuje precyzją pracy reżysera i aktorów. Pracy niewątpliwie trudnej, bo przecież autor dramatu, wychodząc od mitu inaczej niż starożytni tragicy rozłożył jego akcenty, przesuwając racje oskarżenia i obrony. W mitologii ludzki los pozostaje w rękach bogów, a życie ziemskie jest tylko biegiem wypadków nieuchronnie zmierzających do realizacji tych wyroków. W sztuce Anouilha ludzie sami kreują siebie i innych, okoliczności zaś pozostawiają każdemu z nich co najmniej możliwość wyboru.

Bogdan Tosza — reżyser sosnowieckiej Antygony — wydobywa z tekstu cały, podskórny niejako, zapis rozterek i wątpliwości Kreona. I całą prawdę o buncie, także „dla istoty buntu” — Antygony. Skojarzenia polityczne rodzą się, lub nie, w zależności od skali doświadczeń i potrzeb widza; w spektaklu nie ma żadnej ku temu bezpośredniej zachęty. Dzięki temu przedstawienie jest rozmową o postawach, o wrażliwości i rozpaczliwej potrzebie porozumienia między dwojgiem ludzi. Porozumienia, które nie spełni się, bo różne jest ich pojmowanie świata i sprawiedliwości, przyczyn i skutków, hierarchii win i wartości.

Bogdan Tosza nie wprowadza w surowy spór tych racji żadnych ozdobników; przedstawienie jest proste, czytelne, oparte na doskonałym aktorstwie. A przecież przekonuje, nawet najoporniejszych, niezwykłym klimatem, czystością interpretacji i sceniczną prawdą, w której tłumione przez bohaterów emocje wybuchają dokładnie wtedy gdy nadchodzi ich czas. Bo też znalazł reżyser aktorów, którzy tę Antygonę uczynili spektaklem mądrym i wzruszającym: Bernarda KrKrawczyka — Kreona Katarzynę Kulik — Antygonę.

Kreon jest człowiekiem śmiertelnie zmęczonym, człowiekiem, któremu coraz trudniej przychodzi wdziewać maskę oficjalności, człowiekiem, który „powiedział — tak” i nie tylko nie uchyli się przed odpowiedzialnością, ale tej odpowiedzialności będzie bronił nawet w niezgodzie z własnymi uczuciami. Bernard Krawczyk nadał Kreonowi rozpaczliwe piękno władcy spętanego prawem, poczuciem obowiązku i lękiem przed reakcją tłumu. Na oczach widowni aktor otwiera coraz głębsze pokłady psychiki swego bohatera: od obojętności (pozorowanej) przez racjonalizm myślenia (przekonujący), po niespodziewaną czułość (trafiającą w pustkę). Kreon góruje nad Antygoną doświadczeniem i umiejętnością przewidywania; Kreon przegrywa z Antygoną brakiem wiary w czystość ideałów. Biedny Kreon

B. Krawczyk ma w tej precyzyjnej grze wspaniałą partnerkę, która potrafi sprostać scenicznemu doświadczeniu swego kolegi. Katarzyna Kulik jako Antygona potrafiła przekonać nas do swojej postaci, choć nawet sam autor daje jej mniej szans. Jest Antygoną w zgoła ludzkim wymiarze. Konsekwentna w decyzjach, ale i dziecinnie przerażoną; głęboko przekonaną o sensie swojej ofiary bohaterką, ale i kobietą walczącą o to, by w krótkim życiu zaznać wszystkiego — także ciepła i spełnienia w miłości. Jej determinacja to nie tylko wyrok bóstw, lecz przede wszystkim świadomy wybór: to przekonanie, że musi się znaleźć ktoś, kto „nie chce zrozumieć” a jego śmierć zmusi innych do refleksji.

Katarzyna Kulik nie ma w sobie nic z posągu, wręcz odwrotnie — jest drobna i krucha, a przecież niesie w sobie zapowiedź prawdziwej tragedii już od pierwszej sceny. Jest delikatna i bardziej przypisany jest jej szept niż krzyk, a przecież, gdy nie pozostaje jej nic oprócz krzyku, potrafi zawrzeć w nim ogrom emocji, których nie ima się już racjonalna wykładnia. I który nie ma w sobie nic z histerii, lecz tylko bunt zrodzony z widzenia świata w prostym podziale na dobro i zło. Biedna Antygona

Sztuka Anouilha rozpisana jest właściwie tylko na dwa głosy, ale w Sosnowcu także i mniejsze role potraktowano z pietyzmem. Dyskretnie, ale z wielkim wyczuciem komentuje bieg wydarzeń Zbigniew Leraczyk (Chór) będący łącznikiem pomiędzy teatrem a rzeczywistością, a którego pojawienie się i współczesny sposób podawania tekstu akcentuje ponadczasowość sztuki. Dramat Antygony wyrasta bowiem z określonej sytuacji, z codzienności, której przedstawicielem jest przede wszystkim Strażnik I, w wyrazistej interpretacji Zygmunta Biernata. Jego dosadne i prymitywne traktowanie wydarzeń — prawem opozycji — pogłębia zagubienia nieszczęsnej buntownicy. Tak jak i jej ludzkie cechy zyskują w pięknej scenie miłosnej z Haimonem, któremu Piotr Warszawski nadał sporo liryzmu i uczucia.

Jest wreszcie piasek, doskonały pomysł inscenizacyjny, którego suchy szelest przypomina o ulotności życia wszystkich śmiertelników…

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji