Artykuły

Kilka scen z rewolucji

Wiele razy słyszałam: to nieetyczne, że wmawiasz osobom z zespołem Downa, że mogą być aktorami. A ja wiedziałam, że mogą — mówi Justyna Sobczyk, założycielka warszawskiego Teatru 21.

„Reprezentujemy protestujących! Mamy autentyczne transparenty z Sejmu!” — głos Martyny niesie się po ca­łej sali.

Na scenie dziesięciu aktorów. Parami trzymają wielkie białe płachty, które jesz­cze kilka miesięcy temu wisiały w sejmo­wych korytarzach. „Niepełnosprawni w Polsce mają prawo godnie żyć”. „Niepeł­nosprawni w Polsce otrzymują dramatycz­nie niskie zasiłki”. „Weź mój zasiłek — weź moją niepełnosprawność”. „Transparenty w górę! Jesteśmy tu, żeby protestować! — skanduje Martyna. — Protest w Sejmie trwał 40 dni. Nasza scena to tylko kilka mi­nut, damy radę! Mocne nogi! Mocne ręce!”

W parze z Martyną transparent trzyma Beata. Poza tym jest jeszcze Teresa, Olek, Maja, Basia, Daniel, Ola, Magda, Piotr. Siedem kobiet, trzech mężczyzn. Cztery osoby mają białe buty. Pięć ma długie włosy. Osiem ma zespół Downa.

To aktorzy Teatru 21, który od 14 lat działa w Warszawie. Scena z transparen­tami to kluczowy punkt ich może najważ­niejszego spektaklu. Rewolucja, której nie było miała premierę 7 grudnia 2018 r. To pierwsza próba artystycznej reakcji na protest niepełnosprawnych w Sejmie. I pierwsza, w której w imieniu niepełnosprawnych wypowiadają się oni sami.

— A zaczęło się od szkolnego teatru — wspomina Justyna Sobczyk, która do dziś prowadzi Teatr 21. — Od jasełek, spek­takli okolicznościowych.

O tym, że chce się zająć teatrem, Justyna wie od dziecka. W liceum trafia do Fundacji Brata Alberta w Toruniu, która zajmuje się pracą artystyczną z osobami niepełno­sprawnymi. Stopniowo porzuca myśl o własnej karierze aktorskiej. Wybiera pedagogikę specjalną. Zaocznie studiuje teatrologię. Później wyjeżdża do Niemiec, gdzie kończy pedagogikę teatru. Praktyki robi w berlińskim teatrze Rambazamba, w którym większość zespołu stanowią lu­dzie z zespołem Downa.

— W Berlinie zobaczyłam, że to jest moż­liwe — mówi Sobczyk. — Że z takimi osobami można kreatywnie pracować, razem robić dobry teatr. Wiele razy potem słysza­łam, że to nieetyczne, że wmawiam oso­bom z zespołem Downa, że mogą być ak­torami. A ja wiedziałam, że mogą.

Po powrocie z Niemiec Justyna Sob­czyk zaczyna projekt podobny do Rambazamby. W 2005 r. powstaje Teatr 21. Na­zwa nie jest przypadkowa. Przyczyną ze­społu Downa jest obecność dodatkowego chromosomu, dwudziestego pierwszego.

— Na początku teatr działał w szkole spe­cjalnej „Dać Szansę” — wspomina reżyserka. — Próby zaczynaliśmy w świetlicy, potem dostaliśmy salę gimnastyczną.

— Szkolne czasy były… ciasne — mówi Aleksandra Skotarek, jedna z aktorek.

11 stycznia 2009 r. ich Alicja na podstawie powieści Lewisa Carolla lą­duje na scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie. Po tym spektaklu już nikt z zespołu nie będzie chciał wracać do szkolnej sali. Teatr 21 nawiąże współ­pracę z instytucjami kultury, będzie grał na wielu scenach w całym kraju. Na próby najczęściej będą spotykać się w Instytucie Teatralnym. Przez 14 lat działania Teatr 21 nie znajdzie jednak sceny, którą mógłby nazwać swoją.

Rewolucja, której nie było wystawiana jest w warszawskim Teatrze Soho. Na sce­nie poza zespołem Teatru 21 pojawia się trójka aktorów zawodowych z Biennale Warszawa: Beata Bandurska, Martyna Peszko i Maciej Pesta.

— Nie każdy aktor zdecyduje się na taki projekt — mówi Beata Bandurska. Zazwyczaj podczas prób dążymy do najlepszego efektu, a tutaj trzeba się przestawić, bo zu­pełnie nie o to chodzi.

Poprawia krótkie, jasne włosy i zaraz dodaje: — Dla mnie praca jest przedłuże­niem poglądów, elementem mojej wraż­liwości społecznej. I jeszcze ważny temat rewolucji, protestu. To, że osoby z zespo­łem Downa mogą wypowiadać się w kwe­stii praw osób niepełnosprawnych, w ich (ale również w swoim) imieniu, daje temu przekazowi ogromną siłę.

Jak wygląda praca Teatru 21? Mówi o tym Justyna Lipko-Konieczna, dramaturżka i współautorka scenariusza do Re­wolucji: — Podstawowa różnica to rezy­gnacja z tradycyjnej hierarchii między oso­bami, które tworzą spektakl. Praca twór­cza ma u nas zdecydowanie bardziej de­mokratyczny charakter, by spektakl był wyrazem wielu wrażliwości i punktów widzenia. Większość tekstu powstaje na próbach, jest zapisem naszych spotkań wokół tematu, którym się zajmujemy.

Justyna Sobczyk: — Mamy też zupeł­nie inny rytm pracy. Próby odbywają się od 15.30 do 17.00. Wtedy aktorzy koń­czą warsztaty terapii zajęciowej. Bardzo ważna, ważniejsza niż w zwykłym te­atrze, jest regularność, systematyczna praca z aktorami. Dlatego tak wielkim problemem jest brak sceny. Grać możemy rzadko, jedynym treningiem aktorskim są próby. Prace trwały codziennie przez dwa miesiące.

Justyna Lipko-Konieczna: — Nasze spek­takle oparte są na spotkaniu, w którym równie ważny jest głos każdego członka zespołu. Cała druga część Rewolucji jest zapisem improwizacji, w której aktorzy wyrażają niezgodę na sposób, w jaki są traktowani. Jest to zdecydowana reakcja na nierówność, na dyskryminację.

Nowy spektakl Teatru 21, według ze­społu, nie jest tylko opowieścią o 40 dniach spędzonych przez niepełnosprawnych na sejmowych korytarzach. Jest opowieścią o rewolucji w podejściu do osób niepełno­sprawnych, w mówieniu o potrzebach ich i ich rodzin. Rewolucji, która w Polsce ni­gdy się nie odbyła.

Z zespołem teatru 21 spotykam się parę godzin przed spektaklem. Oprócz Sobczyk i Lipko-Koniecznej są dwie aktorki — Alek­sandra Skotarek i Barbara Lityńska.

Barbara pracę w teatrze traktuje czy­sto zarobkowo (wszyscy aktorzy Teatru 21 otrzymują normalne wynagrodzenie), posiadanie pracy jest dla niej dużą war­tością. Prywatnie jest córką Jana Lityń­skiego, znanego opozycjonisty, byłego posła. O sobie mówi, że ludzie często jej nie lubią, bo jest szczera, otwarcie mówi to, co myśli. W wywiadzie dla WP potrafi powiedzieć: „Ty mi nic nie przysyłaj do autoryzacji, dorosła jestem, wiem, co mó­wię. (…) Tylko napisz wszystko. Także to, że mam zespół Downa, ale to nie znaczy, że jestem niekumata”.

Barbara pisze wiersze, które pokazują, że Teatr 21 nie chce być areną do litowa­nia się nad niepełnosprawnymi, tylko cie­kawą inicjatywą artystyczną. Np. taki:

jestem jak ryba w morzu

porzucona i samotna

nie wiem, co mam robić

szukam brzegu

gdzie mogę odpocząć

i pomarzyć o życiu zawodowym

to moje szczęście

że zarabiam pieniądze.

Teatr 21 to także dobra lekcja tego, jak powinniśmy traktować osoby niepełnosprawne w codziennym życiu. — To są odrębne, dorosłe osoby — mówi Justyna Sobczyk. — Nie można ich traktować jak dzieci, którymi nie są. Nie można zmie­niać tonu głosu, infantylizować.

Osoby z Downem często wyglądają na dużo młodszych niż są w rzeczywistości. Jak wieczne dzieci. Tymczasem Barbara Li­tyńska ma 45 lat. Większość aktorów Te­atru jest w okolicach trzydziestki.

— Jest wiele pięknych momentów w tej pracy — dodaje Sobczyk. — Wyobraź sobie, że lecimy na festiwal za granicą i ludzie orientują się, że w samolocie z nimi będzie leciała grupa downów. Lubię obserwować ten strach w oczach. A wiesz, co oni robią? Pilot wznosi się ponad chmury, a ktoś krzy­czy: „Jesteśmy w niebie!”. Uwielbiam ich.

Jesteśmy już w teatrze, do rozpoczęcia spektaklu godzina. Magda Świątkowska pokazuje swój pierścionek. Niedawno za­ręczyła się z innym aktorem Teatru 21. Reszcie powiedzieli o tym w Poznaniu. W hotelu wyciągnęli butelki, zrobili im­prezę. Magda często tłumaczy ludziom, że osoby z Downem mogą być szczę­śliwe. Gdy tylko słyszy „osoba cierpiąca na zespół Downa”, odpowiada: „cierpię to ja na cukrzycę, a Downa po prostu mam”.

— Czuję się osobą całkiem zdrową, nie odnajduję się w teatrze chorym — potwier­dza Barbara Lityńska.

Ze spektaklu, rozmów z aktorami, pro­testu w Sejmie płynie jeden komunikat: osoby niepełnosprawne nie mają spe­cjalnych potrzeb. Mają potrzeby podsta­wowe, właściwe każdemu człowiekowi. Aleksandra Skotarek, aktorka Teatru, wy­pisała je na kartce i przyniosła na wywiad ze mną. Może bała się, że przez jej zabu­rzenie nie usłyszę tego, co ma do powie­dzenia. Czerwonym markerem podkre­śliła pytania.

„Pytanie: Czym dziś jest rewolucja? Odpowiedź: Ważnym tematem. Waż­nym celem życiowym. Żeby nas, niepeł­nosprawnych, traktowano jak normal­nych ludzi. Pytanie: Czego osoby z niepeł­nosprawnością potrzebują? Odpowiedź: Wsparcia, opieki, relacji. Ciepła, miłości, serca, zaufania, kreatywności. Bycia kimś w czyimś sercu”.

8 stycznia, godzina 19.00, zaraz rozpocznie się spektakl. Wśród widzów Iwona Hartwich z synem Kubą. Spędzili w Sej­mie 40 dni.

Światło gaśnie, widownia jest prawie pełna. Przez następne godziny ze sceny padnie wiele ważnych słów. Będą czytane pocztówki, które protestujący w Sejmie dostawali z całej Polski. Będą odgrywane monologi polityków. Będą też recytowane wiersze Barbary Lityńskiej. Takie jak ten: ja mam chorobę która nazywa się zespół Downa z tą chorobą można wiele osiągnąć wiele się nauczyć jestem w stanie być osobą zupełnie zdrową jeśli nauczę się matematyki.

Po spektaklu Iwona Hartwich powie mi: — Ten spektakl powinniśmy wystawić w Sejmie, w Sali Kolumnowej. 1460 po­słów powinno go obejrzeć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji