Artykuły

Czysta Forma

Wartością tego spektaklu jest teatralny proces, wykreowana forma. Przedstawienie nie stwarza iluzji, lecz czystą sceniczną formę dla dramatu Pawlikowskiej. W Wałbrzychu dawno nie było takiego przedstawienia.

Dominika Knapik uprawia teatr minimalistyczny. Forma stała się rodzajem pomysłu na Babę-dziwo. Reżyserka starała się jak naj­czytelniej i najoszczędniej przedstawić akcję dramatu Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Wartość teatralna tego tekstu jest niezaprze­czalna: zwarta konstrukcja i dobry materiał na kreacje aktorskie. Prapremiera w reżyserii Wacława Radulskiego odbyła się w grudniu 1938 roku w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, Validę Vranę zagrała Stanisława Wysocka. Ze względu na wyraźne aluzje do rzą­dów Adolfa Hitlera wystawieniu sztuki sprze­ciwiła się ambasada Niemiec. Warszawska pre­miera odbyła się w Teatrze Narodowym, tuż po wybuchu II wojny światowej, 2 lub 5 wrześ­nia 1939 roku. Dramat Pawlikowskiej-Jasno­rzewskiej był jawną satyrą na rządy Hitlera i politykę Trzeciej Rzeszy, gdzie podstawowym obowiązkiem kobiet stało się rodzenie dzieci, przyszłych wzorowych obywateli totalitarne­go państwa. Warto dodać, że temat macierzyń­stwa pojawiał się obsesyjnie w twórczości Pawlikowskiej.

Baba-dziwo w interpretacji wałbrzyskiego zespołu unika rozpowszechnionego na pols­kich scenach sposobu prezentowania tego typu dramatów — przypisywania dawnym tekstom współczesnych znaczeń w imię dowolnej ideo­logii. Wałbrzyska inscenizacja jest propozy­cją odmienną i oryginalną — udaną, dlatego że nie nawiązuje do ostatnich wystawień Baby-dziwo i nie podejmuje interpretacji krytycz­nej, charakterystycznej dla tzw. teatru progre­sywnego. Knapik wraz z dramaturgiem To­maszem Jękotem dokonali niewielkich zmian w tekście Pawlikowskiej (usunęli postać Muka Kormora), nie naruszając w zasadzie charakteru dramatu. Nie czytali sztuki przez pry­zmat współczesności i koncepcji feministycz­nych. O dziwo! Gdyż zaproszenie Krystyny Duniec do udziału w przedstawieniu sugero­wało tropy zgoła odmienne. Inna sprawa, że jej zaangażowanie do tego przedsięwzięcia (użyczyła głosu Marfie Nelli, lotniczce popeł­niającej spektakularne samobójstwo na znak protestu przeciwko dyktaturze Validy Vrany) to tzw. żarcik środowiskowy — publiczność wałbrzyska ani nawet teatralni wolontariusze nie mają pojęcia, kim jest „uczona o między­narodowej renomie”. Baba-dziwo wbrew pozo­rom to dramat trudny do realizacji — bardzo łatwo przekształcić go w polityczną/feministyczną agitkę. Utwór Pawlikowskiej został w wał­brzyskiej inscenizacji odczytany konsekwent­nie jako ekspresjonistyczna w formie groteska.

Przestrzeń gry jest niewielka. To teatr umow­ny — praktycznie nie ma tu scenografii: tylko czarna scenka otoczona z trzech stron czarny­mi kotarami, które dzielą przestrzeń na dwa plany. Postaci wystylizowane są na lata dwu­dzieste ubiegłego wieku, ubrane na czarno, z białymi akcentami. Knapik zbudowała przed­stawienie na czymś najprostszym: formie, po­staciach i napięciach między nimi. Spektakl ma wyrazistą strukturę rytmiczno-muzyczną. Pio­senka z Zapomnianej melodii, polskiej przed­wojennej komedii z 1938 roku, opowiadającej o odzyskaniu zapomnianej formuły chemicz­nej mydła, odtwarzana ze starej, uszkodzonej płyty, przerywa gwar widowni, oznaczając po­czątek spektaklu. Ten prolog muzyczny podsuwa trop: przenosimy się do dwudziestole­cia międzywojennego, jest też zabawną alu­zją do profesji, którą wykonuje główna boha­terka dramatu Petronika Selen-Gondor (Sara Celler-Jezierska) — utalentowana chemiczka. Mariata, służąca Gondorów, grana przez Woj­ciecha Świeściaka, przedstawia zgodnie z teks­tem didaskaliów osoby dramatu, które prezen­tują się publiczności. To efektowna i dobrze zagrana scena.

Aktorzy grają, takie jest chyba założenie reżyserki, jak w przedwojennych nadscenkach — do widowni, bawią się sytuacją, świetnie panują nad ciałem. To spektakl dynamiczny, wykonawcy muszą sprostać trudnym fizycznym zadaniom, jak na przykład w otwierającej spektakl scenie małżeńskiej herbatki, w której siedzą na niby-krzesłach, a w praktyce w po­wietrzu, czy w licznych scenach pantomimicz- nych. Sceny pantomimy — taniec Baronowej Leliki Skwaczek (Magdalena Jaworska), występ prestidigitatora (Wojciech Świeściak) — są efektowne, lecz dla logiki spektaklu całkowicie zbędne. Ot, efektowny dodatek, który zachwy­ci widza.

Ciekawym pomysłem na pokazanie uprzed­miotowienia postaci w systemie totalitarnym (bo o systemie totalitarnym to przecież sztu­ka) jest ich fizyczne upodobnienie: w niektó­rych scenach aktorzy są ubrani w jednakowe, zasłaniające twarze kombinezony.

Przedstawienie podoba się publiczności. Warto postawić pytanie — dlaczego? Reżyser­ka na dramat Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej nałożyła formę przedwojennego kabaretu. To forma pociągająca — przedstawienie atakuje sztucznością i przerysowaniem. Utwór Pawli­kowskiej można i dzisiaj traktować poważnie, a można go przedstawić także z przymruże­niem oka, lekko i bezpretensjonalnie, jak to zrobiła w Wałbrzychu Dominika Knapik. Ak­torzy nie kreują ról zgodnie z prawami psy­chologii, tylko jak w teatrze Czystej Formy konstruują postaci jako charakterystyczne typy. Wszystkie role są wyraziste, wykonaw­cy posługują się mocnymi środkami wyrazu. Dyktatorkę Validę Vranę gra Irena Wójcik, która nie boi się przerysowań, nie oszczędza tej postaci. Pozostałe role poprowadzone są także w ten sposób. Sara Celler-Jezierska gra­jąca Petronikę, genialną chemiczkę, jest sztyw­na, kostyczna i nosi ogromne, przytłaczające drobną twarz aktorki okulary (zgodnie z di­daskaliami). Michał Kosela jako Norman Gondor jest podporządkowanym, tchórzliwym mężem Petry, Angelika Cegielska jako Agatika — uosobieniem płodności. Wszyscy aktorzy podporządkowali się formie przedstawienia.

Wartością tego spektaklu jest teatralny pro­ces, wykreowana forma. Przedstawienie nie stwarza iluzji, lecz czystą sceniczną formę dla dramatu Pawlikowskiej: jest momentami far­sowe, w nieskomplikowany, zabawny sposób, pełno tu gagów jak z slapstickowej komedii (sceny z magikiem, seans spirytystyczny z samoporuszającym się stolikiem).

Wałbrzyska Baba-dziwo jest interesująca dla współczesnego widza właśnie dzięki wie­rze w siłę formy i teatralności. Dominika Kna­pik na szczęście nie zechciała zmieniać sztuki Jasnorzewskiej, nie miała zamiaru jej na siłę uaktualniać ani ilustrować żadnej modnej te­zy, tylko starała się zachować — zarówno w kon­strukcji całości przedstawienia, jak i w prowa­dzeniu poszczególnych ról — obecną w dramacie formę. I dlatego jest ono interesujące. Reżyserka komponuje przedstawienie z powtarzalnych gestów, tonów, sekwencji, tworzy po­staci groteskowo zdeformowane, ale i znacznie uproszczone, zredukowane do cechy charak­terystycznej. Na scenie — skupiającej wszystkie miejsca akcji, określane za pomocą pojawia­jących się rekwizytów lub zmiany kostiumów — zagęszcza działania, dynamizuje muzyką.

Jedyny mankament, wątpliwość, jaka się nasuwa, to niespójność między fabułą a prze­słaniem. Czy Knapik interesuje opowiadana na scenie historia, czy tylko teatralna forma? Na szczęcie dla teatru i tego przedstawienia — odpowiem, że forma. Sztuka Pawlikowskiej jest polityczną tragikomedią, obrazem spo­łeczeństwa uwikłanego w mechanizm totali­tarnej ideologii, bez wątpienia inspirowaną Witkacym (Pawlikowska pisała ze Stanisła­wem Ignacym Witkiewiczem dramaty, roman­sując z nim przy okazji). Witkacy oraz inni antyutopiści pierwszej połowy XX wieku uwa­żali, że matriarchat jest okresem przejściowym tuż przed ostateczną katastrofą, czyli powszech­nym „zbydlęceniem”. I tak wybrzmiewa spek­takl Knapik (nie jestem pewna, czy zgodnie z intencjami realizatorów), lecz Baba-dziwo to broń obosieczna. Wszystkie postaci w spek­taklu mają dyskretny, lecz charakterystyczny wąsik Adolfa H.: czy twórcy wałbrzyskiego przedstawienia sądzą, że on jest w każdym/ każdej z nas?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji