Odpowiedzialność krytyka
Kiedy po obejrzeniu Hamleta w reżyserii Andrzeja Wajdy przeczytałam w recenzji p. Wandy Zwinogrodzkiej w „Gazecie” nr 40, że „dopuszczona wreszcie do głosu muza po prostu nie wie, co rzec publiczności — rzecze zatem: Nic” — ogarnęła mnie zgroza.
Reakcja następna była nieco spokojniejsza: no cóż, Wajdzie to i tak nie zaszkodzi, a recenzent ma prawo napisać, co mu się podoba.
Czy jednak to słuszne? I czy tak właśnie być powinno?
Nasuwa się z miejsca problem odpowiedzialności krytyka, a także — co z tym związane — jego bezkarności: można więc z całą nonszalancją odsądzić artystę od czci i wiary, nie popierając swojego osądu żadną wnikliwszą analizą?
Można odsądzić z całą lekkomyślnością od wszelkiej zasługi artystycznej twórcę tak wspaniałego i tak na literaturę wrażliwego, jak Wajda? I to wbrew reakcjom krytyki światowej na to przedstawienie i wbrew entuzjastycznemu odzewowi widowni, która oglądała Hamleta pozostawiwszy za drzwiami teatru tłum młodzieży, który nie mógł się już zmieścić w sali teatralnej?
Zdarzały się, oczywiście, przypadki, kiedy krytyk, czuląc się powołany do naprawiania gustów swojej społeczności, odważnie stawiał jej czoła. Na ogół jednak działo się tak w obronie wielkich twórców, a nie po to, by ich w opinii odbiorców pomniejszyć.
Trudno wprost uwierzyć, że w przedstawieniu Hamleta recenzentka nie usłyszała ani nie zobaczyła nic z tego, co tak poruszyło wrażliwość innych. Nie padło ani słowo o olśniewającej roli Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej, nie dowiedzieliśmy się też, że świetny przekład, który pozwala utwór Szekspira jakby na nowo powitać, jest dziełem Stanisława Barańczaka.
I tu zaczyna się, obok sprawy odpowiedzialności krytyka, sprawa odpowiedzialności gazety drukującej teatralne sprawozdania i prowadzącej taką czy inną politykę kulturalną.
Czy naprawdę kilkaset tysięcy czytelników „Gazety” ma dowiedzieć się z recenzji przedstawienia reżyserowanego przez wielkiego artystę i granego przez wielkich aktorów tylko tyle, że Hamlet Wajdy jest niczym? Czy nie dość krzywd spotkało jego filmy i inscenizacje w okresie minionym, i to bynajmniej nie ze względów artystycznych?
Można tytko wzywać do opamiętania i do większej skromności w wyrażaniu swoich gustów. Epolety krytyka zdobywa się niekoniecznie na trupie wybitnego artysty. Jego dzieło obroni się co prawda samo, ale on sam pozostaje bezbronny wobec podobnych tekstów.