„Kraina uśmiechu” w Gdyni
W błyskawicznej ankiecie dotyczącej proponowanego repertuaru operetkowego, jaką parę miesięcy temu rozpisała nasza redakcja pospołu z Teatrem Muzycznym — Kraina uśmiechu Lehara należała do pozycji wymienianych zdecydowanie najczęściej. Z zainteresowaniem obejrzałem tedy w Teatrze Muzycznym w Gdyni nową wersję tej popularnej operetki, której autorami — myślę o adaptacji i tekstach piosenek — są: Danuta Baduszkowa (jednocześnie reżyser spektaklu), Ryszard Marek-Groński i Antoni Marianowicz.
Mówiąc najkrócej: spektakl jest naprawdę dobry i niewielka sala gdyńskiego teatru nawet w nieszczęsny poniedziałek dosłownie pękała w szwach. Starannie przygotowany muzycznie, dobrze śpiewany (w partii Sou-Czonga słuchałem występującego gościnnie czołowego tenora Teatru Wielkiego w Warszawie, Lesława Wacławika, doskonale spisywała się w roli Mi jedna z adeptek „studia”), pięknie rozwiązany scenograficznie, zwłaszcza w „chińskiej” części, wyreżyserowany precyzyjnie, logicznie, a nade wszystko z nerwem, bez popadania w ckliwe dłużyzny.
Sama adaptacja nie mogła, oczywiście, bez reszty uniknąć melodramatu, który jest niejako „wpisany” w muzykę Lehara, ale autorzy umiejętnie odwołali się zarówno do doświadczeń sensacyjnego filmu (motywy kradzieży tajnych dokumentów) jak i do poetyki orientalnej baśni, tworząc w rezultacie nie pozbawioną wdzięku całość. Jeden Budda wie chyba tylko, jak bardzo nie kocham Lehara, a zwłaszcza jego librecistów, jednak na taką Krainę uśmiechu również i w Łodzi mogę z czystym przystać.