Artykuły

Siedmiomilowy krok

Królowa Śniegu, jedna z najpopularniejszych baśni Andersena, trafiła na afisz łódzkiego Teatru im. Jaracza. Jednak myliłby się ten, kto pomyślałby, iż jest to spektakl jedynie dla dziecięcej widowni.

Waldemar Zawodziński w swej realizacji znalazł złoty środek: koncepcję reżyserską doskonale trafiającą do każdego odbiorcy, bez względu na wiek. Zatem akcja baśni rozgrywa się niejako w dwu płaszczyznach: realistycznej i metafizycznej. A każda z nich ma również kilka planów: dzieci mogą odbierać dosłowność, magię i morał, dorosłym reżyser daje jeszcze lekturę między wierszami.

I wszystko to dzieje się jakby mimochodem, pośród feerii kolorowych obrazów, lirycznych i dynamicznych scen, wspaniale ilustrowanych muzyką.

Spektakl Zawodzińskiego jest na wskroś nowoczesny. Nie ma w nim miejsca na „prawdziwe’’ zwierzątka, królewny czy inne atrybuty bajkowe w tradycyjnym rozumieniu. Naturalnie są np. koty w amarantowych ceratowych spodniach, są kruki w czarnych garniturach, pociągające na stronie z piersióweczek, są psy — okiełznane bestie niczym Hannibal w Milczeniu owiec. Andersenowskie rozbójniczki u Zawodzińskiego pojawiają się w najprawdziwszym czerwonym kabriolecie (bez „lipy” poruszającym się siłami własnego silnika), nazywają się „dziewczynami bez serca”, na głowach sterczą im czerwone irokezy, a w głowach prostackie myślenie o szczęściu. Jest też królewicz i królewna — para pustych lalek turbująca się jedynie o własną urodę i wdzięk.

I są wreszcie główni bohaterowie: Gerda, Kaj i Królowa Śniegu — „boska” jak cesarzowa, zimna jak lód, to otulana przez „żywe” futro, to górująca nad światem w gigantycznej krynolinie zajmującej połowę sceny. I pośród tych wszystkich niewiarygodnych atrakcji jest w spektaklu to, co najważniejsze: piękne przesłanie miłości, przyjaźni i szacunku.

No i jeszcze jedno: wspaniała, precyzyjna gra wszystkich artystów.

Adaptacja baśni dokonana przez Ewe, Drozdowską jest awangardowa, doskonale przystająca do realiów współczesności, idealnie „wpasowująca się” do obowiązującej dziś estetyki. Pewnie również dzięki temu tak wspaniale odbierana była przez dzieci i dorosłych. Zawodziński zaś wykreował (i w reżyserii i scenografii) świat fantazji współczesnej, słusznie dokonując „eutanazji” lukrowanych figurek, w ich miejsce powołując do życia postacie z krwi i kości, choć przecież żyjące wyłącznie w świecie wyobraźni.

Jak zwykle wspaniale, z niewiarygodnymi wręcz kostiumami, wkomponował się w całość Ryszard Kaja. Stroje tytułowej bohaterki zapierały dech w piersiach. No bo czy ktoś, nawet we śnie, widział kiedyś samodzielnie poruszające się futro albo suknię, którą można „odstawić na bok”? W Teatrze Jaracza tą inscenizacją baśni Andersena wykonano siedmiomilowy krok w nadchodzące stulecie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji