Artykuły

W strefie (wiecznego) komfortu

Scenografia skomponowana jest raczej minimalistycznie: materac, stolik, mikrofon na statywie i metalowa drabina, z boku projektor i ekran, na którym wyświetla się zatrzyma­ny kadr pokazujący leśną łąkę. Jak sama nazwa wskazuje, w ośrodku wypoczynkowym należy wypoczy­wać. Przyjemność jest zatem w tej instytucji rodzajem zobowiązania, żeby nie powiedzieć: przymusu. Zwłaszcza kiedy łapanie chwil wytchnienia odbywa się pod czujnym okiem opiekunów, czy może raczej trenerów. W Komunie// Warszawa pan Jan (Janek Sobolewski), pani Sonia (Sonia Roszczuk), pan Maciej (Maciej Pesta) i pani Marta (Marta Scisłowicz) zadbają o to, by kuracjusze (Małgorzata Witkowska i Andrzej Konopka) ze swo­ich relaksacyjnych powinności wywią­zali się wzorowo.

Ośrodek wypoczynkowy Michała Buszewicza (tekst i dramaturgia) i Anny Smolar (reżyseria i dramaturgia) przed­stawia hipotetyczną wizję świata, w któ­rym ludzkość zrozumiała, że wszystkie „sytuacje niemieszczące się w strefie komfortu należy pozostawić wyspecjali­zowanym służbom”. Scena zamieniona zostaje więc w ośrodek, do którego tra­fiają jednostki potrzebujące wsparcia w procesie adaptacji do nowej rzeczy­wistości (pobyt jest finansowany z fun­duszy państwowych). Widzów w zasady działania instytucji wprowadza pokrót­ce płynący z offu głos Jaśminy Polak. I tak w świecie, który oglądamy, zrezy­gnowano ze wszystkich negatywnych emocji i doświadczeń, a ośrodki wypo­czynkowe zbudowano w każdej gminie. Przebywa się w nich na krótkich tur­nusach wypoczynkowo-edukacyjnych, a grupy uczestników dobierane są na podstawie ankiet personalnych. Rytm pobytu jest wzorowany na rytmie przyrody (o czym narratorka opowiada, posługując się parafrazami fragmentów z Księgi Koheleta), a sam ośrodek niekie­dy ze statycznego budynku zmienia się w statek rejsowy. Pensjonariuszami zaj­muje się, jak wspomniałam, czterooso­bowa załoga (pod przywództwem pana Jana), która dba o to, żeby przyjemnie spędzali czas. Menu ustalane jest wedle życzeń gości, ich zachcianki są speł­niane, a czas upływa im na zabawach i wykonywaniu ćwiczeń. Najczęściej powtarzanym zadaniem jest medyta­cyjne recytowanie słów podawanych przez pana Jana, a wyrażających radość z możliwości widzenia i słyszenia. Trenerzy-opiekunowie są mili, uśmiech­nięci i uczynni, pensjonariusze prze­ważnie zadowoleni i wdzięczni. Nawet stroje tak jednych, jak i drugich, choć wyraźnie niemodne, mają komunikować wakacyjny luz.

Nietrudno, oczywiście, zobaczyć, że uprzejmości, kurtuazja i szczęście są tu tylko fasadą, która zresz­tą ma swoją cenę. Poznaje ją pani Małgorzata, kiedy próbuje zmierzyć się z wiadomością o zbliżającej się śmierci matki. Opowiada pani Soni o tym, że dostała z hospicjum prośbę o przybycie celem „dopełnienia formal­ności”. Nie wypowiada w rozmowie słowa „matka”, wybiera bezpieczniejsze określenia: „przodek”, „osoba spokrew­niona”, „osoba, która mnie urodziła”. Trenerka jest uprzejma, ale stanowcza — rzeczowo wyjaśnia, że formalności należy dopełnić już po śmierci, ucina etyczne wahania i pomaga w wysła­niu odpowiedzi: „dziękuję, nie jestem zainteresowana”. Świat bez przykrych doznań jest przecież możliwy tylko wtedy, gdy jego obywatele wykształcą w sobie absolutny egoizm.

Wobec nowego porządku pensjona­riusze przyjmują różne strategie oporu. Pani Małgorzata udaje przystosowaną — zachowuje pożądany entuzjazm, choć ton głosu często zdradza, że za dekla­racjami nie idą emocje, a ona sama coraz bardziej pogrąża się w apatycznej obojętności. Pan Andrzej natomiast pró­buje buntu — odmawia jedzenia i udzia­łu we wspólnym spędzaniu czasu, a następnie chce się powiesić. Próba samobójcza okazuje się wyjątkowo nie­udana — sznur od razu się zrywa i nikt nie zwraca na mężczyznę szczególnej uwagi. Ośmieszony i zbagatelizowany, pan Andrzej wraca i postanawia przeprosić. Od tej pory, tak jak pani Małgorzata, udaje przystosowanie do zasad ośrodka.

Pod koniec pobytu pensjonariu­sze mogą wyrazić ostatnie życzenie. „Chcielibyśmy zobaczyć morze” — powie pani Małgorzata i wszyscy opuszczą scenę przy kojących dźwiękach piosen­ki Charles’a Treneta La Mer. Ich dalsze losy śledzimy dzięki projekcji wyświe­tlanej na ekranie — radośnie wychodzą na światło dzienne i wędrują dalej tanecznym krokiem. Wszyscy noszą zasłaniające całą twarz maski przeciw­gazowe. Najwyraźniej, wbrew począt­kowym deklaracjom narratorki, ziemia nie jest już błękitną planetą i miejscem schronienia.

Spektakl Smolar i Buszewicza ogląda się z przyjemnością przede wszystkim dlatego, że jest znakomicie zagrany. Nic dziwnego, skoro do Ośrodka wypoczynkowego zaproszono aktorów, wśród których nie ma słabego ogniwa, którzy są jednakowo zaangażowani i zaintere­sowani sukcesem przedsięwzięcia, a ich sceniczne predyspozycje i styl pracy są bardzo podobne. Dramaturgia spek­taklu i scenariusz, powstały w oparciu o improwizacje, dodatkowo wydobywają ich talenty i dają pole do błyskotliwych popisów. Twórcy świetnie przełożyli też cele na środki, jakimi dysponowa­li, stawiając na konceptualny wymiar teatralnej science fiction i umiejętnie budując przedstawienie za pomocą minimalnej liczby prostych rekwizy­tów. Pytanie jednak, czy dysponując tak dobrym zespołem i świetnym pomysłem wyjściowym, nie powinni postawić na znacznie odważniejszy i lepiej prze­myślany spektakl niż ten, który powstał.

Niewątpliwie w przedstawie­niu dotknięto palących tematów. Pokazywany na scenie ośrodek wypo­czynkowy ośmiesza współczesną rze­czywistość, w której problemy coraz chętniej odsuwamy, zamiast się z nimi mierzyć, i w której egoizm staje się pożą­daną metodą społecznego funkcjonowa­nia. Spektakl inteligentnie dyskredytuje też zakusy na poszerzanie i radykalną obronę strefy osobistego komfortu, co wiąże się z rezygnacją ze społecznych konfrontacji, dyskusji i negocjacji, które wyzwalają przykre emocje, ale też pozwalają na dojrzewanie, przemyślenie swoich poglądów i zwiększanie odpo­wiedzialności za wspólnie kształtowaną sferę publiczną. O tym, że dziś pomysły traktowania serio nienaruszalności stre­fy komfortu są jak najbardziej realne, świadczą choćby plany administratorów portalu społecznościowego Facebook na umożliwienie każdemu użytkow­nikowi ścisłego personalizowania tre­ści, które będą do niego docierać (tak, żeby nic nigdy go już nie zaskoczyło, nie zniesmaczyło i nie oburzyło)[1]. Tak samo jak rosnąca popularność portali i aplikacji randkowych świad­czy o tym, że coraz chętniej kontakty międzyludzkie powierzamy, podobnie jak pensjonariusze ośrodka wypo­czynkowego, „ankietom personalnym”. Przedstawienie Buszewicza i Smolar podejmuje jednocześnie (równie ważny) temat tyranii systemów opiekuńczych, które zwiększają komfort funkcjonowa­nia w rzeczywistości za cenę przymu­su przystosowania się do ustalonych reguł i utraty sprawczości. To temat szczególnie aktualny w kontekście sytuacji polityczno-socjalnej w Polsce. I wreszcie, w spektaklu podjęto próbę zastanowienia się nad relacją między ekologiczną dystopią a społeczną, stech­nicyzowaną i sformalizowaną utopią (która także okazuje się dystopią). Ten wątek, ledwie w Ośrodku wypo­czynkowym dotknięty (w opisy­wanej finałowej projekcji), wydaje mi się najciekawszy i przedwcześnie porzucony.

Ten interesujący dobór tema­tów spowodował jednak, że przed twórcami stanęło niezwykle trud­ne zadanie — wszystkie te kwestie są bowiem chętnie podejmowane przez współczesne kino (filmy takie jak Lobster Yorgosa Lanthimosa czy Her Spike’a Jonze’a) i przez popularne seriale (na czele z Czarnym lustrem, wykupionym dwa lata temu przez platformę Netflix). Z produkcji tych zespół Komuny// Warszawa wyraźnie zresztą czerpał inspiracje. W takim filmowo-serialowym zestawieniu Ośrodek wypoczynkowy prezentuje się, niestety, dość marnie, raczej żon­glując znanymi już wątkami niż pro­ponując własne, oryginalne pomysły. Refleksjom Buszewicza i Smolar brak radykalności i konsekwencji, a całe przedstawienie łatwo przekształca się w przyjemną i zabawną opowiastkę. Wydaje się bowiem, i to prawdo­podobnie jest największa słabość spektaklu, że twórcy nie traktują poważnie wizji rzeczywistości, którą postanowili scenicznie przebadać. Jej negatywny, sztuczny i opresyjny wymiar zostaje wyłożony tyleż kla­rownie, co nachalnie. A tymczasem warto byłoby się chyba zastanowić, czy aby świat nienaruszalnej strefy komfortu i wyłącznie „pozytywnych” więzi społecznych nie wydałby się dziś… niebezpiecznie atrakcyjny.

Przypisy

  1. ^ Szerzej pisał o tym Maciej Jakubowiak w artykule poświęconym analizie manifestu Marka Zuckerberga, por. M. Jakubowiak. Prezydent świata, http:// www.dwutygodnik.com/artykul/7058-prezydent-swiata.html [dostęp: 11 I 2018],

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji