Założyciel Teatru TrzyRzecze, skazany na więzienie, wystąpił o azyl polityczny... w Norwegii
- Chcę Państwa oficjalnie poinformować, że od kilku miesięcy mieszkam w Norwegii, gdzie wystąpiłem o azyl polityczny. Wyjechałem razem z żoną, córeczką i naszym kotem, bo w Polsce groziło nam niebezpieczeństwo - w czwartek (18.04) poinformował na swoim profilu w mediach społecznościowych Rafał G.
To współzałożyciel Teatru TrzyRzecze i Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych (dziś już nie zasiada w jego zarządzie). Skazany w Polsce prawomocnym wyrokiem za oszustwa i wyłudzanie dotacji na dwa lata więzienia. A jednocześnie - człowiek przez wiele lat występujący przeciw rasizmowi, ksenofobii i mowie nienawiści, zmuszający prokuraturę - nie za bardzo do tego chętną - do ścigania przestępstw z nienawiści. Nic dziwnego, że jego decyzja o emigracji oraz złożeniu do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka skarg przeciwko Polsce wywołała wśród internautów skrajne emocje. Jedni współczują i życzą "uczciwego procesu", inni uważają, że to ucieczka i ukrywanie się przed sprawiedliwością.
Sąd: Wyłudzał, defraudował
Proces już był, w dwóch instancjach toczył się przed białostockimi sądami. Ostatecznie kara więzienia została złagodzona o połowę - do dwóch lat. Ale uzasadnienie prawomocnego orzeczenia przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku było dla Rafała G. miażdżące.
- Uczynił z wyłudzania pożyczek i dotacji sposób na wygodne życie. Co jest tym bardziej bolesne, że podważa zaufanie do innych inicjatyw obywatelskich, których funkcjonowanie opiera się na dotacjach i darowiznach - mówiła sędzia Alina Kamińska. - Nie można kreować swego obrazu jako społecznika działającego na rzecz ogółu, a jednocześnie - przy wykorzystaniu spółki zależnej - generować dla siebie zysków.
Kara została złagodzona, bo sąd znalazł jednak okoliczność łagodzącą - powołany przez Rafała G. do życia Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych działał i działa nadal (już nie w Białymstoku, a w Warszawie), niezmordowanie tropiąc i kierując do organów ścigania wszelkie przejawy tego typu przestępstw.
Rafał G. uważa, że śledztwo i proces przeciwko niemu to zemsta prokuratury za nagłośnienie "swastyki jako hinduskiego symbolu szczęścia" (tak uzasadnił odmowę wszczęcia postępowania białostocki prokurator, a jego zwierzchnik stracił za to stanowisko).
Białostocka prokuratura zbiera - jak twierdzi G. - na niego haki. Kilkanaście zarzutów z pierwszego aktu oskarżenia - m.in. oszustwa na kwotę ponad 300 tys. zł - potwierdził sąd.
Wśród poszkodowanych w sprawie są i przedsiębiorcy, i instytucje, które finansowały działalność społeczną związaną ze zwalczaniem mowy nienawiści. I choć Fundacja Batorego nie zgłosiła sprawy grantu organom ścigania, to według sądu doszło do ewidentnego wyłudzenia dotacji celowej, sfałszowania faktury, by uwiarygodnić wykorzystanie pieniędzy i zdefraudowanie większości środków.
Razem z Rafałem G. przed Sądem Okręgowym w Białymstoku odpowiadały dwie inne osoby: jego żona i była współpracownica. Wszyscy zostali uznani za winnych i skazani.
Rafał G.: Wyjechałem, by chronić własne życie
Obrońca Rafała G. próbował jeszcze ratować sytuację, by jego klient nie musiał iść za kraty. Ale się nie udało i kara pozbawienia wolności jest do wykonania.
- Sąd nie uwzględnił wniosku obrońcy skazanego o odroczenie wykonania kary dwóch lat pozbawienia wolności orzeczonej wobec Rafała G. - informuje sędzia Dariusz Gąsowski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Białymstoku.
Skazany nie czekał, aż przyjdzie wezwanie do stawienia się w zakładzie karnym.
Właśnie poinformował w mediach społecznościowych: - Wystąpiłem o azyl polityczny w Norwegii.
W oświadczeniu pisze, że zdecydował się zwrócić o pomoc i ochronę do władz norweskich, "bo jest to państwo o najwyższych standardach praworządności i ochrony praw człowieka".
- Chcę wyraźnie podkreślić, że wbrew insynuacjom nie ukrywam się i nigdy się nie ukrywałem. Natychmiast po przyjeździe do Norwegii zgłosiłem miejsce swojego pobytu, a informacja ta została odnotowana i wprowadzona do międzynarodowych baz danych, do których dostęp mają również polskie organy ścigania. Korzystam z przysługujących mi praw na podstawie konwencji, które Polska ratyfikowała i uznaje - pisze G. w oświadczeniu.
Dalej wylicza niebezpieczeństwa, jakie jego zdaniem groziły mu w Polsce, ze strony m.in. wiceministra Adama Andruszkiewicza, który miał mu grozić, białostockich prokuratorów, policjantów, którzy "z bronią pod błahym pretekstem, już po zapadnięciu zmroku weszli siłą do mieszkania i dokonywali przesłuchań moich bliskich chwilę po pogrzebie mojej zmarłej córeczki".
Dodaje, że w związku z pozbawieniem go prawa do uczciwego procesu, nękaniem i zastraszaniem, złożył skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
- Wyjechałem z Polski nie po to, żeby uciekać przed odpowiedzialnością, lecz by chronić własne życie - dowodzi Rafał G.
Poszukiwany listem gończym
Tymczasem - niezależnie od wskazania do odbycia kary - Rafała G. poszukuje białostocka prokuratura, bo chce postawić mu kolejne zarzuty. I to poszukuje, wydając za nim list gończy.
Decyzję taką podjęli śledczy, gdy G. przestał stawiać się na wezwania. Kolejne postępowanie w jego sprawie, które trwa już około trzech lat, dotyczy oszustw, wyłudzania dotacji, podrabiania dokumentów i poświadczenie nieprawdy. Przewijają się w nim takie wątki jak ukrywanie majątku przed wierzycielami i podrobienia weksla, za co grozi aż do 25 lat więzienia.