Lubię eksperymentować
- Nie umiem klasyfikować swoich ról gatunkowo. Każda rola jest inna, uczy czegoś innego. Aktor dorasta wraz z rolami, które dostaje - mówi Natalia Rybicka, aktorka Teatru Studio w Warszawie.
Absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie - dyplom w 2010 roku. Dwukrotna mistrzyni Polski w Disco Dance Freestyle, trenowała też taniec klasyczny i nowoczesny. Debiutowała na scenie jako dwunastolatka w "Piotrusiu Panie", a w serialu "Więzy krwi" zagrała, mając czternaście lat. Zapamiętana jako Asia Koryn z serialu "Londyńczycy", grała również w "Lawinie", "Strażakach", "Ekscentrykach, czyli po słonecznej stronie ulicy". Teraz możemy ją oglądać w kolejnej części serialu "Blondynka" (tytułowa Sylwia Kobus). Na swoim koncie ma cztery nagrody, w tym za najlepszą rolę żeńską w serialu "Londyńczycy" i Nagrodę im. Schillera za najlepszy debiut. Na co dzień aktorka Teatru Studio w Warszawie, wcześniej w Teatrze Współczesnym. Zagrała tam dwie legendarne role: Ofelii w "Hamlecie" i tytułową Annę Kareninę. Mówi się, że to aktorka z wielką przyszłością.
Lubi pani zwierzęta?
- Zwierzęta towarzyszą mi od lat. Chociaż urodziłam się w Warszawie, to bliższe są mi klimaty z przyrodą, bo dzieciństwo spędziłam wśród lasów i jezior. Rodzice gwarantowali nam życie pełne przygód, atrakcji związanych ze sportami letnimi i zimowymi, czyli bardzo aktywne. Jako mała dziewczynka obcowałam ze zwierzętami i bardzo je kochałam. Mój rodzinny dom był przyrodniczym, fantastycznym miejscem w lesie. W naszym ogródku biegały psy, koty, kozy, stanowiąc część rodziny.
Podobne pytanie zadano pani na castingu do roli lekarki weterynarza w serialu "Blondynka"?
- Przychodząc na ten casting, nie do końca wiedziałam, na co się piszę. Dość szybko dostałam odpowiedź, że zagram główną bohaterkę.
Oglądała pani "Blondynkę" z innymi aktorkami w roli Sylwii Kobus?
- Ja bardzo rzadko oglądam telewizję. Dopiero teraz, gdy gram Sylwię, zapoznałam się z serialem.
Zżyła się już pani z Sylwią?
- Staram się zrozumieć i polubić każdą postać, którą gram. Teraz przebywam na Podlasiu, w Supraślu, gdzie kręcone są zdjęcia. To miejsce uruchamia wyobraźnię. Chcę zrozumieć, jak może się czuć młoda dziewczyna w takim małym miasteczku i jaki ma tutaj rodzaj wolności. Sylwia staje mi się coraz bliższa.
Jaki jest wpływ reżysera na kształtowanie roli Sylwii, a jaki pani?
- Na początku Mirosław Gronowski pomógł mi nakierować się na ten sposób budowania postaci, jaki nakreśliły już koleżanki aktorki. Widocznie było dobrze, bo widzowie mnie kupili. Uruchamia się we mnie odwaga i wiara, że mogę wkładać coraz więcej własnych pomysłów w tę postać. Pomagają mi wszyscy aktorzy, a obsada jest niesamowita, więc wiele się mogę nauczyć.
Ale może się zdarzyć, że taka rola zablokuje inne propozycje, bo często tak bywa, że odtwórczynie głównych ról długo pauzują?
- Moją bazą jest teatr. Bywa poczekalnią na kolejne role w filmie lub serialu. Czuję się więc bezpiecznie. Znam swoją wartość i kiedy telefon z propozycjami nie dzwoni, nie jest to dla mnie coś niepokojącego. W wolnym czasie można się przecież nauczyć wielu rzeczy, poznawać świat i w ten sposób zdobywać nowe doświadczenia przydatne w pracy.
Powiedziała pani, że na miejsce, w którym jest obecnie w życiu zawodowym, pracowała od dzieciństwa. Czy na uwadze miała pani lata spędzone z gimnastyką artystyczną i tańcem nowoczesnym?
- Cała moja rodzina uprawiała sport. Ja bardzo wcześnie zaczęłam pracować w filmie, a do teatru trafiłam w wieku dwunastu lat, kiedy zostałam zaangażowana do sztuki "Piotruś Pan". Musiałam łączyć sport ze szkołą, a jeszcze doszły aktorskie fascynacje. Potem były studia aktorskie. Nigdy nie marzyłam, żeby zostać aktorką, a rodzice nigdy mnie do tego nie namawiali. To, że jestem aktorką, nie nazwałabym spełnieniem moich marzeń, bo one związane są bardziej z życiem prywatnym niż zawodowym.
Frapuje mnie pani rozdział życia wypełnionego tańcem i gimnastyką artystyczną. Do jakiego stopnia wtajemniczenia pani doszła?
- Zostałam dwukrotnie mistrzynią Polski, ale niezręcznie mi o tym mówić, bo przecież taniec porzuciłam. Mam przyjaciół, którzy odnoszą ogromne sukcesy w tańcu. Przyjaźnie z tamtego okresu są bardzo silne i trwają do dzisiaj. Doceniam ludzi, którzy pozostali przy tańcu. Ja zdecydowałam inaczej. Uważam, że tak miało być, bo w życiu wszystko jest po coś.
Jaki był pani pierwszy kontakt z teatrem?
- Byłam na spektaklu "Smurfy" w Teatrze Guliwer. Oglądałam go chyba 25 razy i zapamiętałam wszystkie piosenki.
Jak bardzo wciągnął panią świat teatru?
- Do takiego stopnia, że nie wyobrażam sobie życia bez teatru.
Jak trafiła pani do serialu?
- Poprzez casting. Serial nazywał się "Więzy krwi". Na planie uczyłam się, jak funkcjonuje ten świat, jak poruszać się w labiryncie wymogów obowiązujących na planie. Zagrałam czternastolatkę, postać zupełnie do mnie niepodobną.
W 2003 roku zagrała pani w filmie kinowym "Żurek" u boku Katarzyny Figury. Czy to po tym filmie uświadomiła pani sobie, że chce być aktorką?
- Miałam wtedy szansę zobaczyć, czym różni się praca w filmie od tej w serialu. Sposób grania Katarzyny Figury i Zbigniewa Zamachowskiego dał mi do myślenia, co naprawdę chciałabym robić. To właśnie wtedy pokochałam kamerę.
Wcześniej przez cztery lata grała pani Agatę Rowicką w serialu "Samo życie". Co zastopowało tę pracę?
- Agatę grałam do momentu, gdy zostałam przyjęta do Akademii Teatralnej. Powód przerwy był prozaiczny - na pierwszym roku nie wolno nigdzie grać.
Krótko pani pauzowała, bo przyszła pokaźna lista seriali: "M jak miłość", "Lokatorzy", "Na dobre i na złe", "Plebania", "Kryminalni", "Londyńczycy"... Czyżby postawiła pani na seriale?
- Mam wrażenie, że była to konsekwencja tego, że ludzie chcą ze mną pracować. Nie myślałam, czy postawić na seriale, stawiałam raczej na umiejętności, które dzięki nim mogłam poszerzać.
W "Londyńczykach" zagrała pani jedną z głównych ról - Asie Koryn. Jak wspomina pani pracę przy tym ciekawym serialu, pełnym prawdziwego życia Polaków na emigracji?
- Do tej pory ludzie pamiętają mnie z roli Asi i gratulują. Była to niesamowita przygoda. Praca na planie na trzecim roku studiów z takimi aktorkami jak Roma Gąsiorowska czy Aleksandra Konieczna to było ważne doświadczenie. Wtedy lubiłam robić wszystko naraz, teraz wiem, że czasem warto jest skupić się na jednej rzeczy.
Ciekawą i odpowiedzialną rolą była Modesta, gwiazda zespołu bigbandowego z filmu "Ekscentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy". Lubi pani takie wyraziste zadania?
- Modesta jest dla mnie komiksową postacią rodem z kreskówki. Uwodziła mężczyzn i miała w sobie jakąś tajemnicę. Lubiłam ją grać. Film był kostiumowy i mogłam się wcielić w kogoś zupełnie innego. Musiałam nauczyć się śpiewać jazzowe kawałki. A jeśli chodzi o typ ulubionych ról, to odpowiem: ja po prostu lubię grać.
Jak długo uczyła się pani śpiewać muzykę swingową?
- Miałam na to miesiąc. Codziennie siedziałam ze słuchawkami na uszach. Opiekowała się mną Agnieszka Tomicka, która pomagała mi opanować wszystkie filmowe piosenki.
Słuchała pani wcześniej takiej muzyki?
- Owszem, tak, ale nie lubię zamykać się na jeden gatunek muzyczny, bo lubię eksperymentować.
Po zakończeniu zdjęć do "Ekscentryków" zapomniała pani o swingu?
- Nie. Jest w moim sercu i na mojej playliście. Chętnie go nucę, śpiewam. Mam dobre wspomnienia z tego okresu. Muzyka jest dla mnie gamą wspomnień i doświadczeń. Kojarzą mi się z nią różne momenty w życiu i chętnie do nich wracam.
Jest pani zdobywczynią Nagrody im. Leona Schillera za 2012 rok. Za co ją pani otrzymała?
- Za debiut roku. Grałam tytułową Annę Kareninę i Katarzynę w "Wichrowych wzgórzach". Ta i inne nagrody wspierały mnie i popychały do przodu.
Czuje się pani przede wszystkim aktorką teatralną?
- Przede wszystkim czuję się człowiekiem, córką, siostrą, przyjaciółką. Pracuję w Teatrze Studio, gdzie zagrałam wiele ról, od klasycznych po bardzo nowoczesne. Obecnie gram w "Wyzwoleniu" i "Narkotykach".
Rolę Ofelii w "Hamlecie" zagrała pani w innym teatrze. Marzyła pani o niej?
- O tej roli mówi się w kategoriach marzeń aktorskich. Hamleta grał elektryzujący Borys Szyc. Mówienie językiem Szekspira było ogromną przyjemnością. Bardzo się cieszę, że miałam szansę pracy w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Byłam tam dwa lata i dostałam ogromne wsparcie.
Dlaczego przeniosła się pani z Teatru Współczesnego do Teatru Studio?
- Zaprosiła mnie Agnieszka Glińska, która była moją profesor w szkole teatralnej. Robiłam z nią dyplomowy spektakl "Opowieści Lasku Wiedeńskiego", w którym zagrałam Mariankę. Kiedy reżyserowała "Moralność Pani Dulskiej" w Teatrze Powszechnym, zaproponowała mi rolę Hanki, a potem, gdy została dyrektorem Teatru Studio, naturalne dla mnie stało się, aby przejść razem z nią.
Rola Anny Kareniny jest dla pani ciekawszym i cenniejszym zadaniem niż Ofelia w "Hamlecie"?
- Jako Anna Karenina przez półtorej godziny non stop byłam na scenie w wielkich emocjach. Była dla mnie ciekawszym doświadczeniem, ale nie umiem klasyfikować swoich ról gatunkowo. Każda rola jest inna, uczy czegoś innego. Aktor dorasta wraz z rolami, które dostaje.
Zauważyłem, że mierzy się pani z trudnymi postaciami, to silne osobowości...
- Moje bohaterki wierzą, że mogą wiele. Za dużo ryzykują, przez co cierpią, ale są odważne i to w nich lubię. Uważam, że czasem jest lepiej ryzykować, niż potem żałować.
Można powiedzieć, że jest pani silną osobowością?
- Nie wiem. Nie znam się.
A ja myślę, że tak.
- Trzeba by spytać moich przyjaciół.
Reżyserzy właśnie tak panią postrzegają i obsadzają.
- Rzeczywiście, eterycznych mimoz nie zdarza mi się grać.
Jest pani dwukrotną mistrzynią Polski Disco Dance (freestyle). Nie widzieliśmy jednak pani w telewizyjnym show "Taniec z gwiazdami"?
- Chętnie bym zatańczyła i nawet miałam takie propozycje, ale nie byłam wtedy na nie gotowa. Trochę mnie przeraża, że oglądają taki program miliony ludzi.
Czy pani wie, że Polsat zakończył ten show i zdjął go z ramówki?
- Naprawdę?
Tak. Nie zatańczy już pani w "Tańcu z gwiazdami".
- Za to tańczę kiedy chcę, a nie wtedy, gdy ktoś mi każe.
Dlaczego wybrała pani kiedyś taniec nowoczesny?
- Gdy miałam pięć lat, rodzice posłali mnie na gimnastykę artystyczną, chodziłam na zajęcia do Pałacu Kultury. I tak się zaczęło. Na rodzinnych imprezach zawsze dawałam show.
Nadal kocha pani taniec?
- Oczywiście.
Jak resetuje się pani, gdy nie gra i nie tańczy?
- Wyjeżdżam, bo moim sposobem na resetowanie się są ucieczki. Najlepiej tam, gdzie jest ciepło, z przyjaciółmi, w nieznane.