ZE SCENY
"Chłopi" Wł. St. Reymonta w opracowaniu dramatycznem Jerzego Zawieyskiego, reżyserja J. Kochanowicza.
Teatr Nowy w Poznaniu wystawił w dniu 1-go marca "Chłopów" Reymonta. Omawiając samo przedstawienie nie można nie zacząć od zwykłych w tych razach zastrzeżeń, co do przeróbek powieści na scenę. Zastrzeżenia te nasuwają się zawsze na podstawie dotychczasowych niemiłych doświadczeń, trzeba jednak wejrzyć w tę rzecz głębiej, a wtedy przekonamy się, że ani dziełu, ani pojęciu o Sztuce nie działa się krzywda, jeśli inscenizatorem powieści był poeta, pisarz, jednem słowem człowiek powołany do takiej pracy. Przeróbki "Potopu", "Ogniem i mieczem" i "Pana Wołodyjowskiego" były skandaliczne, ale przeróbki Zapolskiej czy innych ludzi pióra i tekstu miały swą wielką wartość.
"Chłopów" dostosował do sceny młody poeta, dramatopisarz i aktor Jerzy Zawieyski. Zrobił to uczciwie, z wielką znajomością sceny i w sposób świadczący o najsubtelniejszem odczuciu Reymontowych intencyj i umiłowań. Widzimy to nie tylko w odpowiednim doborze i zestawieniu scen z tego wielkiego eposu wyciętych, ale w pięknych wstępach epickich pióra Zawieyskiego do niektórych aktów.
Teatr Nowy wystawił "Chłopów" bardzo sumiennie, dając im oprawę solidną, pomysłową i czystą pod względem artystycznym.
Akcję prowadzono żywo, czasem nawet żywiołowo. Na czoło zespołu wybiły się dwie postacie: Boryna i Jagna, nie tylko jednak przez wagę swego istnienia i łączących ich, czy dzielących zdarzeń, węzłów i konfliktów, ale także przez siłę dramatyczną, wyraz i nasycenie ich pulsującą krwią interpretatorów. (Starego Borynę grał K. Brodzikowski, Jagnę Malanowicz-Niedzielska). Antek i Hanka byli niezbyt dobraną parą. Reszta postaci dramatu bardzo dobra, żywa, prawdziwa. Pewne zastrzeżenia budzi tylko postać Witka, ujęta nazbyt charakterystycznie, podczas gdy w powieści Witek jest więcej poezją, pięknem wsi, sercem bijącym.