Odyseja
"Odyseja" w reż. Jarosława Kiliana w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Nie pierwsza to próba przełożenia Odysei na język teatru. Jarosław Kilian miał ambicje monumentalne - wielka scena warszawskiego Teatru Polskiego kusi. Toteż niektóre sceny mają wielki rozmach, epicki oddech i obiecująco wieloznaczną metaforykę. Niestety, kończy się na czytance, czyli streszczeniu przygód Odysa, w które od czasu do czasu zapłacze się jakaś perła, np. monolog Pasterza w wykonaniu obdarzonej wielkim słuchem scenicznym Moniki Pikuły, narkotyczne zabłąkanie pięknej Heleny w interpretacji Izabeli Kuny czy też opowieść o Scylli i Charybdzie, snuta przez Hannę Stankównę (Antikleja). Całość jednak grzęźnie na mieliźnie retoryki i emocjonalnego wystudzenia, rozpada w szwach i nierównym rytmie. Nie udało się wytworzyć między aktorami nieodzownego napięcia, aby widownia poddała się patetycznemu nastrojowi przypowieści o powrocie do domu - wedle intencji reżysera - przez ziemski Czyściec. Waldemarowi Kownackiemu (Odys) zabrakło wewnętrznej siły, aby poruszyć wyobraźnię widzów. Ale i tak ocalało trochę pięknych fraz i mądrości starej pieśni.
Na zdjęciu: scena ze spektaklu.