Bez sentymentów
Nieco w cieniu trwającego w Gdyni 6. Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port, w poniedziałek, 21 listopada w Gdańsku rozpoczyna się listopadowy aneks do Festiwalu Wybrzeże Sztuki.
Jako pierwszy - w poniedziałek wieczorem - zobaczymy spektakl Pawła Demirskiego (urodzonego w Gdańsku dramatopisarza, byłego kierownika literackiego Teatru Wybrzeże) i Moniki Strzępki "Tęczowa Trybuna 2012" z Teatru Polskiego we Wrocławiu. Dokładnie w tym samym czasie na R@Porcie pokazywane będzie inne przedstawienie tego duetu - "Był sobie Andrzej Andrzej Andrzej i Andrzej" z Teatru im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. W programie aneksu znalazł się jeszcze spektakl "Mickiewicz. Dziady. Performance" Teatru Polskiego w Bydgoszczy w reżyserii Pawła Wodzińskiego oraz trzy produkcje Wybrzeża: "Nie-Boska komedia" Krasińskiego w reż. Adama Nalepy, "Pan Tadeusz" w reż. Jarosława Tumidajskiego oraz "Sprawa operacyjnego rozpoznania" w reż. Zbigniewa Brzozy.
Rozmowa z Pawłem Demirskim [na zdjęciu z Moniką Strzępką]:
Mirosław Baran: - Jak Ci się wraca do Teatru Wybrzeże po ponad pięciu latach?
Paweł Demirski: - Sentymentalne narracje powrotu nie są moim udziałem. Poza tym Teatr Wybrzeże jest teraz zupełnie innym miejscem, niż to, z którego odchodziłem, więc ciężko mówić o powrocie. Natomiast byłem w Wybrzeżu jako widz dwa czy trzy razy w przeciągu tych kilku lat. Z Moniką Strzępką sporo jeździmy ze spektaklami, więc ten pokaz jest po prostu kolejnym wyjazdem. Może tylko na widowni będzie więcej znajomych.
Waszych spektakli nie można było zobaczyć w Trójmieście przez rok. Teraz mamy dwa jednego dnia. Nie uważasz, że to dziwne?
- Rzeczywiście szkoda, że "Tęczowa Trybuna 2012" nie bierze udziału w festiwalu R@Port, mimo, że jest pokazywana w tym samym czasie. Swoją drogą ciekawe, co by było, gdyby w programie R@Portu znalazł się jakiś spektakl Teatru Wybrzeże. Czy też gdyński ratusz nakazałby przewiezienie spektaklu do Gdyni? Z drugiej strony jest zamieszanie, widzowie mają konflikt wyboru. Lubię coś takiego.
W ciągu ostatniego roku zdobyliście szereg ważnych nagród. Jaki to ma wpływ na waszą pracę?
- Nagrody są przyjemne. Podobnie jak zainteresowanie naszym teatrem w Rosji czy w Niemczech. Ale nie zmienia to naszej pracy w jakimś zasadniczym stopniu. Pracujemy cały czas tak samo. Cały czas z pewnym rodzajem niepokoju.
Nie masz czasem wrażenie, że wasz teatr to walenie głową w mur? Wystarczy spojrzeć na wynik ostatnich wyborów...
- Były rożne mury w które waliło się różnymi rzeczami i upadały. A czasami się je przeskakiwało. Nie rozumiem tego pytania. Gdyby teatr miał taką moc, żeby zmieniać wyniki wyborów, my wiedzielibyśmy jak go zrobić. Mam wrażenie, że tematy którymi się zajmujemy, trafiają i do widzów i do szerzej pojętej debaty publicznej. Chociażby ostatnie "Położnice" zostały zauważone przez tych, którzy też mieli na ten spektakl zwrócić uwagę. Poza tym - jakby to nie brzmiało - jesteśmy współtwórcami kultury naszego kraju. A wpływu kultury na świat nie należy lekceważyć.
Nad czym teraz pracujecie?
- Do Trójmiasta przyjechaliśmy z Warszawy, gdzie pracujemy nad spektaklem "W imię Jakuba S.". Jest to koprodukcja Teatru Dramatycznego i festiwalu Boska Komedia. Kalendarz mamy dość zapełniony. Postanowiliśmy też wrócić do pisania felietonów na witrynie Krytyki Politycznej, więc - oprócz spektakli - zapraszam do czytania naszej publicystyki.